Rosjanie mogą zapraszać do siebie kogo chcą. I kiedy chcą. Jak każdy, kto zaprasza do siebie. Z zaproszenia zaproszeni mogą skorzystać lub nie. Jak każdy zaproszony.
Panowie Moczar i Rokossowski już nie żyją. Ich Rosjanie zaprosić więc nie mogą. A Jaruzelski jeszcze żyje. Więc może to ostatnia okazja, by zaprosić go na obchody równej rocznicy do Moskwy. Następna taka i równa wypada dopiero za pięć lat.
Jaruzelski zaproszenie może przyjąć. Został przecież zaproszony. I może 9 maja zaprezentować się jako generał lub jako były przywódca państwa (więc w mundurze, lub bez) wśród zgromadzonych z tej okazji obecnych (a i byłych) przywódców państw. Rosjanie mogą mu zarezerwować miejsce obok prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To przecież gospodarz decyduje o tym, jakie miejsce zajmują zaproszeni do niego goście. Więc mogą przyjąć klucz, w myśl którego zaproszeni goście zajmą miejsca według ich narodowości.
My możemy się teraz zirytować. Lub może nawet w wielu kręgach zdenerwować. A z pewnością także nawet oburzyć. I zabrać w tej sprawie głos. Publicznie i z jakiejś mównicy. Gdy głos zostanie zabrany, wówczas Rosjanie będą wiedzieć, że odnieśli kolejny sukces. Udało się im znowu zamieszać. Widać w Polsce nadal łatwo zamieszać Rosjanom.
Rosyjskie pomysły dotyczące listy zaproszonych przez Rosjan gości są wewnętrzną sprawą Rosjan. Zapraszają przecież do siebie i na przez siebie samych zorganizowaną uroczystość. A wielka będzie i z pompą. Już teraz to zapowiadają. Rosyjska dusza już tak ma. Kocha wielkie show. I na pokaz.
Ale zaproszeni goście mogą odmówić. Ze względu na przykład na zły stan zdrowia. Zwłaszcza, gdy już w sędziwym wieku się znajdują. Lub gdyby rozumieli, że ich obecność niesmakiem pachnie. Ale by tak się stało honorem kierować by się należało. Czego niekoniecznie w wypadku byłych oficerów prosowieckiego wywiadu oczekiwać należy.
Ale Rosjanie... mogą... zapraszać.
Widać lubią.