Grzegorz Ziętkiewicz Grzegorz Ziętkiewicz
75
BLOG

Mój pies i wiosna

Grzegorz Ziętkiewicz Grzegorz Ziętkiewicz Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

  Mój pies odpoczywa. Odpoczywał już w świąteczny poniedziałek. Nawet mój ojciec, człowiek nieszczególnie z psami obeznany i niezbyt z psim rodem znajdujący wspólny język to tym razem zauważył. Pies towarzyszył nam jak zwykle w wizycie w moim rodzinnym domu, ale tym razem nie wykazywał tak typowej dla niego ciekawości i zainteresowania otoczeniem. Po prostu znalazł sobie wygodne miejsce pod stołem w okolicy nóg, raz mojej małżonki, a raz moich i... po prostu zasnął.

  Mój pies uwielbia przestrzeń. Otwarte wiejskie tereny raz, jak teraz, z budzącą się po zimie, oziminą, a raz tuż przed żniwami, gdy łany zboża przysłaniają mu widok, stanowią dla niego zawsze zaproszenie, by ruszyć przed siebie. Bo biegać intensywnie trzeba, gdy jest się z rodu polowczyków. Jakby mój pies chciał powiedzieć, że ruch to życie, a zwłaszcza już jego życie.

  Ale ten sam mój pies uwielbia także spać. I normą każdego dnia roboczego każdego tygodnia jest to, że sypia, wciśnięty gdzieś pod łóżko lub biurko, a jeszcze lepiej na naszej czerwonej, skórzanej kanapie, bo jest to przecież jego kanapa, informują nas o tym zawsze psie oczy.

  A teraz po zimowej przerwie nastały dwa dni wiosny, przedświąteczna sobota i świąteczna niedziela. I nasz pies pozbawiony został swojej, co najmniej pięciogodzinnej, codziennej drzemki. Do zawładnięcia przestrzenią nie trzeba go nigdy zachęcać. Więc po dwóch dniach ogarniania przestrzeni i zaliczania całą długością swoich łap i karku kolejnych kilometrów wiejskiej otwartości mojemu psu zabrakło nagle dziesięciu godzin snu. I przybyło co najmniej dziesięć, jeśli nie więcej kilometrów.

  Ale dzisiaj, gdy piszę te słowa, jest wtorek. Dzisiaj przestrzeń skurczyła się do miejskiego osiedla, można więc tylko wzdychając przy okazji kolejnej zmiany własnej pozycji, na tę wygodniejszą, odespać. I nadrobić.

  A wrażeń było co niemiara. Dźwięki wydawane przez wędrujące po okolicy pary bażantów mojego psa już dawno nie dziwią. Jeszcze tylko nie do końca nauczył się, że gdy bażant odwiedza nasz wiejski teren, to nie należy go gonić, jak nieproszonego intruza. Tym razem budząca się do życia leniwa wiosna sprawiła, że do bażancich pomruków dołączyły dźwięki, może śpiewy, czy raczej pohukiwania żurawia. Zaloty żurawia do pani żurawiowej poważnie zainteresowały mojego psa. Były jednoznaczne, bardzo głośne i trwały kilka godzin. Psie zdziwione oczy i nastroszone uszy sygnalizowały poważne zdziwienie. W wielkanocną niedzielę żurawie opuściły nasz teren.

  Ale oto do okolicznej wsi przybył właśnie pierwszy tej wiosny bocian i zasiedlił zaniedbane przez zimę gniazdo. Pani bocianowa jeszcze gdzieś leci. Gdy doleci i znowu słychać będzie charakterystyczny klekot bocianiej pary, wiosna zawita na stałe.

 

Grzegorz Ziętkiewicz Utwórz swoją wizytówkę Dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny. W okresie 1980 - 81 redaktor prasy NSZZ "Solidarność" ZR Wielkopolska w Poznaniu, internowany 13. 12. 1981. Na emigracji w RFN 1983 - 97. Były berliński korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz korespondent paryskiej "Kultury". Autor periodyków (nakładem władz Miasta Berlina) o historii i współczesności Polaków w Niemczech i w Berlinie. W latach 90. współpraca dziennikarska z tygodnikiem "Wprost", "Rzeczpospolitą" "Tygodnikiem Powszechnym" i "Gazetą Wyborczą" oraz I PR. Obecnie autor cyklicznego programu o tematyce polsko-niemieckiej na antenie Radia Merkury Poznań. <a

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości