W wyścigu o kształt Polski w przyszłości kolejni konkurenci do fotela władzy wykluczyli się sami i na własną prośbę. Jedni, zajęci przepychankami w temacie, który to towarzysz stanie chwilowo na ich czele. Inni, narodowo - hasłowo - patriotycznie zapatrzeni w przeszłość, zmarnowali swój czas na wewnętrznych sporach i kłótniach, przeplatanych głośnymi awanturami raz z krzyżem, a raz z samolotem lub raczej z tym, co po nim pozostało.
Na placu boju pozostał przez nikogo nie zagrożony rząd. Samozadowolenie rządu rosło i rośnie nadal. I tylko od pewnego czasu towarzyszy mu coraz większe przerażenie wiadomościami nadchodzącymi z różnych stron Europy. Widmo problemów finansowych, jakie spotkały Greków, Irlandczyków lub Portugalczyków jeszcze bardziej usztywniło polski rząd. Bo rząd uwierzył już dawno sam w siebie. I przy okazji i w to, że naród w swym zadowoleniu nie ma innej alternatywy, jak tylko znowu wybrać ten rząd. Do dyktatury stąd jeszcze daleko, do samouwielbienia już bardzo blisko.
Plany reform i zmian, konkretne działania, nie zawsze przecież popularne, zastąpione zostają przez rząd od miesięcy opowieściami. Opowieści to radosne i optymizmu pełne. I nawet jeśli jest w nich część, a często nawet i dużo prawdy, to nie doprowadzą one w kraju do tak koniecznych, rewolucyjnych zmian. Nie ułatwią, nie zmienią, nie pomogą.
A tu trzeba nam nadal cywilizowanej rewolucji.
Rewolucji w służbie zdrowia, w systemie ubezpieczeń społecznych, w szybkim modernizowaniu infrastruktury dróg i kolei. Rewolucji w likwidacji blokującej rozwój kraju wszechobecnej biurokracji. Ale po co być nawet pokojowym i cywilizowanym rewolucjonistą, skoro wystarczy radosna bezczynność. Narodowo - hasłowo - patriotyczna opozycja zajmie się i tak raz krzyżem, a raz resztkami samolotu, odsądzając od czci i wiary wszystkich i wszystko wokół siebie. Lewica nie podejmie nawet wysiłku sformułowania jakichkolwiek, mających związek z lewicą, programów. Rządowi wystarczy więc, że będzie optymistą. Rząd, który nic (prawie) nie robi, nie kłóci się ze sobą i nie antagonizuje wobec sąsiadów na świecie, zyskuje w Polsce na popularności.
To przecież właśnie w Polsce lubimy powiedzenie, iż kto nic nie robi, ten nie popełnia też żadnych błędów. Nierobienie niczego do przyszłorocznych, jesiennych wyborów mamy więc niejako zagwarantowane. A później...
Później przez kolejne cztery lata.
Aż obudzimy się pewnego dnia z przysłowiową ręką w pewnym naczyniu.
I wtedy będzie już za późno.
Mieliśmy podobno kiedyś złoty róg...