Przepychanki, gorące głowy, tanie sensacje i insynuacje - słowem Smoleńsk w Polsce żyje codziennie i ma się dobrze.
Udział polityków w kolejnych etapach odsłaniania szczegółów, dotyczących śledztwa na temat katastrofy w Smoleńsku jest wysoce naganny. To nie politycy rozstrzygać powinni o winie tej lub innej strony. Wstrzemięźliwość jest tu jak najbardziej wskazana. Mówił o tym, podpierając swe wypowiedzi historią katastrofy nad Lockerbie, znany i szanowany w Polsce brytyjski historyk, Norman Davies. Mówił już dawno, bo nas lubi i rozumie nasz ból.
Ale my nie słuchamy się przecież autorytetów. Nie nam brać przykład od Brytyjczyków, Amerykanów lub... i tak dalej. U nas wszyscy znają się na wszystkim.I (prawie) nikt tym samym na niczym.
* * *
Katastrofa lotnicza nad Lockerbie wydarzyła się, przypomnijmy, w grudniu 1988. Śledztwo zajęło tylko (aż?) trzy lata. Zarzuty postawiono po zakończeniu śledztwa dopiero w listopadzie 1991.
U nas politycy pewnej partii opozycyjnej znają się na wszystkim. Biegają od studia telewizyjnego do kolejnej redakcji. I tłumaczą. Dyżury mają, raz ten mówi (to samo), raz tamten (to samo).
Od techniki lotniczej zaczynając, poprzez szczegóły dotyczące drzew w Smoleńsku, aż po cudownie kompromitujące teorie o zamachu. Im więcej bredni, tym lepiej. Tak brzmi u nas często i chętnie praktykowana dewiza. Może ktoś uwierzy.
Od wyjaśnienia zawiłych szczegółów, dotyczących katastrof lotniczych są na świecie specjaliści. Lotnicy, analitycy, psychologowie, piloci, kryminolodzy, policjanci, prokuratorzy. Nie mamy ich? A może jednak mamy.
U nas zna się na tym jednak każdy polityk PiS-u. I wszyscy publicyści. Co godzinę kolejny zostaje ekspertem. Oglądalność bzdur rośnie, przychody z reklam także. Może i procenty w sondażach wzrosną. Nie rosną? Trzeba natychmiast zwiększyć liczbę wizyt w redakcjach i zorganizować kolejną konferencję prasową.
* * *
Ośmieszamy się. Jak zwykle i codziennie. Pokrzykujemy chętnie i codziennie coś o honorze, o patriotyzmie, wycierając tymi słowami kolejne audycje w kolejnych wiadomościach. Im mniej ma kolejny mówca do powiedzenia, tym więcej mówi. Zna się każdy i na wszystkim. Słówko honor już nic w Polsce nie znaczy.
Jest wreszcie też okazja. Kolejna. By dowalić rozmówcy, by napadać na siebie, wyzywając się nawzajem i na każdym kroku. Jaki to typowo polski cyrk. I jak dobrze od wieków znany. Rejtan się kłania. Jacy ciągle jesteśmy... tacy sami. Przewidywalni, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Do bólu.
Podgrzewanie nastroi w narodzie, ewidentnie służy zdobywaniu popularności politycznej raz po tej, raz po tamtej stronie politycznego cyrku. Towarzyszą temu nieustające ataki pod adresem tych niedobrych Rosjan. Tak, jakby w Polsce nagle nikt nie wiedział, że Rosjanie mają u siebie i od zawsze swój, więc rosyjski... porządek.
Nie jest on ani pro- ani antypolski. On jest... tamtejszy i utrwalony od wieków. Ot, taki los, mówią o tym od pokoleń sami.
- Już dosyć tego cyrku, słyszę coraz częściej wokół siebie.
- Już nie mogę tego słuchać.
- Jak długo to jeszcze potrwa...
* * *
Przypomnijmy. Katastrofa lotnicza amerykańskiego samolotu, nieistniejących już dzisiaj linii lotniczych Pan American World Airways, wydarzyła się nad Lockerbie w grudniu 1988. Zarzuty postawiono po jego zakończeniu w listopadzie 1991. Śledztwo zajęło prawie trzy lata.
Od katastrofy w Smoleńsku minęło dzisiaj zaledwie dziewięć miesięcy i dziewięć dni.